wtorek, 8 kwietnia 2014

Moja perełka ! I to nie jedna, a 15...gramów !


Pierwszym kosmetykiem do makijażu, który używałam i w sumie używam nadal, był puder w kompakcie.
(Etap błyszczyków dodawanych do gazet w podstawówce pominę:)
Nakładany oczywiście załączoną gąbeczką, bo o tym, że istnieją jakieś pędzle nawet nie śniłam. Było to jakoś na początku gimnazjum, czyli dokładnie dekadę temu.
I wierzcie lub nie, dużo później zorientowałam się, że pudry istnieją też w innych postaciach, że mamy nie tylko te w kamieniu, ale także sypkie lub w perełkach. Jak dowiedziałam się, że są różne warianty wykończenia (matujące, rozświetlające, wygładzające itp.), następnie, że są jeszcze bronzery i rozświetlacze, to już w ogóle był szok :).

Kiedy zaczęłam interesować się kosmetykami i posiadałam już pędzle do makijażu, to spodobały mi się meteoryty od Guerlain. Ciekawy kosmetyk, pięknie wyglądające, nie tylko opakowanie ale i same perełki. Byłaby to miłość idealna, gdyby nie cena. Tak więc nigdy nie zdecydowałam się na kupno.
W zeszłym roku dowiedziałam się o istnieniu podobnego produktu od KOBO. 



Minęło już kilka miesięcy, od kiedy popędziłam do Drogerii Natura, więc chętnych zapraszam na recenzję.


CO NAM MÓWI PRODUCENT?
"Mineralne pudrowe perełki subtelnie rozświetlają i ożywiają twarz, nadając jej aksamitny i gładki wygląd. Idealne zarówno do dziennego, jak i wieczorowego makijażu" Swoją drogą producentem jest Fabryka Kosmetyków HEAN z Krakowa. Super!
Na opakowaniu znajdujemy też informację, że że są dostępne dwie wersje kolorystyczne:
1. BRIGHT PEARL - nadają cerze promienny blask.
2. PEARL BRONZE - sprawiają, że twarz wygląda na delikatnie opaloną.

Nie ma natomiast składu, ale pobrałam go z ich strony :
Składniki(INCI): Talc, Mica, Octyldodecyl Stearoyl Stearate, Isostearyl Neopentanoate, Propylene Glycol, Methylpropanediol, Chlorphenesin, Sorbic Acid, Parfum, [+/-  CI 77891, CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 77288, CI 77289, CI 77007, CI 75470, CI 77742, CI 45410, CI 45380, CI 45370, CI 42090, CI 19140, CI 15985, CI 17200, CI 15850]


OPAKOWANIE:
Bardzo lubię opakowania marki Kobo, są klasyczne. Oczywiście jest to plastik. Mi to nie przeszkadza, bo dzięki temu, pudełeczko jest lekkie. Napisy srebrne, jak widzicie troszkę się starły, ale nie wygląda to nieestetycznie. Kuleczki dodatkowo są zabezpieczone puszkiem. Nie próbujcie jednak go używać. Generalnie nie jest to kosmetyk, który dałby się ładnie nałożyć puszkiem, a już na pewno nie tym dołączonym, który jest twardą gąbką.
W opakowaniu mieści się 15 gramów produktu.


WYGLĄD:
Po wyjęciu puszka ukazują nam się nasze perełki. Są różnej wielkości i występują w 6 kolorach: miętowym, żółtym, beżowym, białym, różowym i jasno fioletowym. Są mięciutkie, więc myślałam, że zaraz po potraktowaniu pędzlem się rozlecą, oczywiście na dnie widać jakiś proszek, ale generalnie trzymają formę.


ZAPACH:
Kojarzycie cukierkowo-pudrowe zegarki z dzieciństwa? No właśnie, nie dość, że wyglądają podobnie, to jeszcze pachną delikatnie cukierkowo.



SPOSÓB APLIKACJI:

Początkowo nakładałam go moim ulubionym pędzlem do pudru Hakuro H54. Było ok, jednak lepiej sprawdzają się pędzle, które są mniej zbite. H54 zostawiłam sobie do kompaktów.
Do perełek lub pudrów sypkich używam więc pędzla z Sephory, który kupiłam w połowie marca lub pędzelka mini kabuki z H&Mu z serii Selected. Jest to chyba mój najpiękniejszy wizualnie i najtańszy zarazem pędzel do twarzy. Jeśli znajdziecie go gdzieś, to bierzcie koniecznie (14,99!), ja poluję na jego większą wersję, ale gdy tylko się pojawiają, od razu są wyprzedane. Wersja mini sprawdza się do wszystkiego, także do różu i bronzera.



















MOJE ODCZUCIE:

Perełki kupiłam bez czytanie recenzji, spontanicznie, więc nie miałam wielkich oczekiwań. Wydawało mi się, że kupuję rozświetlacz na kości policzkowe. Po zaaplikowaniu kulek w domu, praktycznie nie było ich widać, więc sądziłam, że będą nieprzydatne. Na szczęście zrobiłam eksperyment z nałożeniem na całą twarz. I to był strzał w dziesiątkę!
Używam ich na różne sposoby, w zależności w jakiej kondycji jest moja cera. Jeśli akurat jest gorzej, aplikuję kryjący podkład, na to puder matujący, co daje mi kolejną warstwę krycia, no i na koniec Kobo. Jest taką wisienką na torcie. Powoduje, że nałożone wcześniej produkty, mocno kryjące lub mocno matujące, wyglądają naturalnie. Razem dają satynowy efekt, który preferuję na co dzień.

Jeśli cera wygląda dobrze, nie mam zaczerwienień, czy wyprysków, to używam lekkiego podkładu lub wklepuję tylko korektor w niektóre obszary twarzy i Kobo używam go jako pudru gruntującego, delikatnie omiatając całą twarz. Niby produkt ma rozświetlać, więc oczywiście w cudowny sposób nie matuje,  ale skóra wydziela mniej sebum i po prostu się nie świeci, tak jak byłoby to w przypadku gdybym na twarzy zostawiła sam podkład.

Sprawdza się też w te dni, kiedy za mało śpimy, nadaje cerze blasku i sprawia, że wyglądamy na bardziej wypoczęte. Szczególnie dobrze wygląda w słońcu.



CENA I DOSTĘPNOŚĆ: 
Drogerie Natura 23,99


Teraz wróciłam do podkładu Rimmel Wake me up, żeby skończyć zeszłoroczną buteleczkę. Jeśli znacie ten kosmetyk, to podkład zapewnia mocniejsze rozświetlenie niż Kobo. Niektórzy twierdzą, że Rimmel zostawia na skórze dyskotekowy brokat, ja się z tym nie zgadzam, ale fakt - na twarzy widać rozświetlające drobinki. Kobo daje delikatnie mieniącą się pod światło taflę. Niestety, moim aparatem nie udało się uchwycić efektu jaki daje na skórze. 

PODSUMOWANIE:

Powyżej wyrażam się w samych superlatywach, więc nie ma co się powtarzać. Mogę wspomnieć, że produkt jest wydajny, widzę że kuleczki są nieznacznie mniejsze niż na początku, starczy mi więc jeszcze na długo, wiec nie wiem czy kupię kolejne opakowanie, bo lubię testować nowe rzeczy. Być może na jesień skuszę się na wersję brązującą. 


A wy znacie ten produkt? Lubicie markę Kobo? Ja muszę się jej bliżej przyjrzeć, bo te kosmetyki, których miałam przyjemność używać oceniam jako tanie a dobrej jakości. Dajcie znać jak to u Was wygląda.

Pozdrawiam, 

Milka :)













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz