czwartek, 8 października 2015

Ulubieńcy ostatnich tygodni :)

Ostatnio trochę narzekałam na posty z pustymi opakowaniami, więc dziś, dla balansu - ulubieńcy. Pisanie o produktach, które się sprawdzają, to sama przyjemność. Niektóre z tych rzeczy, to nowości i odkrycia września, inne są ze mną już długo.Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś, co Was zainspiruje do zakupów. Tak, uwaga! Będę kusić.



Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę Wam pokazywać płyn do płukania jamy ustnej na blogu kosmetycznym. Jednak wobec nowości Sylveco, marki którą cenię i za którą trzymam kciuki, nie mogłam przejść obojętnie. Polubiliśmy się od razu. Jest to najłagodniejszy produkt tego typu, który dane mi było używać, a musicie wiedzieć, że w drogerii wybieram tylko te z napisem 'delikatny' Nie podrażnia błony śluzowej, nie skręca mnie przy płukaniu. To oczywiście zasługa składu, w którym na próżno szukać alkoholu. Znajdziemy tam ekstrakty ziołowe i łagodząca alantoinę. Będzie produktem, po który sięgać mogą również dzieci, oczywiście te, które będą pamiętać o wypluciu płynu po płukaniu. Duża butelka w cenie około 17-18 zł.


Największym ulubieńcem września są lakiery hybrydowe Semilac. Zestaw dotarł do mnie w ostatnich dniach sierpnia i pierwszy manicure wykonałam 1.09. Od tamtej pory nie miałam dnia przerwy, moje paznokcie zawsze wyglądają idealnie, płytka odrosła i póki co w żaden sposób nie jest zniszczona (a trochę się tego obawiałam). Zdecydowałam się na firmę Semilac i wiem, że był to dobry wybór. Mnogość kolorów i dostępność akcesoriów jest powalająca. Teraz tylko żałuję, że na zakup zdecydowałam się tak późno. Chętnie napiszę więcej, dajcie znać tylko, co chcecie wiedzieć. Może macie ochotę zobaczyć jak robię manicure albo obejrzeć moją kolekcję lakierów kolorowych?


Kolejną nowością, która trafiła do mnie w minionym miesiącu, jest brushegg, czyli gadget ułatwiający mycie pędzli. Nie będę ściemniać, że zrewolucjonizował on ten proces, czy jest tak niezbędny, że biegnijcie po niego natychmiast, ale polubiliśmy się. Po pierwsze, jest naprawdę uroczy :D Po drugie, łatwiej spienić płyn/szampon/czy czego tam do mycie używacie. Generalnie jest szybciej i przyjemniej i jakoś tak od kiedy go mam chętniej zabieram się za pranie :)


Kolejne produkty to ulubieńcy makijażowi. 
Pierwszym jest tusz do rzęs, który znalazłam w jednym z Boxów. To moje pierwsze zetknięcie z marką IsaDora i od razu wielka przyjaźń. Po otwarciu spodobała mi się duża, silikonowa szczoteczka, z bardzo krótkimi włoskami. Idealnie rozdziela rzęsy i wyraźnie je wydłuża. Nie dodaje objętości i nie pogrubia, więc osoby mające mało rzęs, nie będą zadowolone. Na oczach trzyma się cały dzień, nie blaknie- czerń jest bardzo ładna- głęboka i intensywna. Producent obiecuje łatwość zmywania i faktycznie obecnie stosowany micel, z którego jestem średnio zadowolona, daje radę. To będzie dobry wybór dla dziewczyn, które szukają przyciemnienia i wydłużenia rzęs. Cena pełnowymiarowego produktu to 70 zł w perfumerii Douglas.


Nie wiem, jak to się stało, ale mój ulubiony korektor, którego używam niemal codziennie od ponad roku, jeszcze nie doczekał się recenzji, a w ulubieńcach ląduje drugi raz. NW20 to mój letni odcień, do którego wróciłam na przełomie czerwca i lipca. Mimo wielu przetestowanych kosmetyków do tuszowania zasinień pod oczami, ten sprawdza się u mnie najlepiej. Jedna warstwa nie zakrywa wszystkiego, ale jest wystarczająca by zapewnić naturalny efekt wypoczętej cery. Do tego jest najbardziej trwały, inne ścierają się u mnie po kilku godzinach, albo zbierają w załamaniach. Ten czasami, pod koniec dnia zbierze się w minimalnej ilości na powiekach, jeśli ich nie przypudruję, albo nie nałożę cienia do powiek, ale to pojedyncze przypadki. Przy jego wydajności, nie odstrasza mnie nawet cena, choć nie ukrywam, że mam ochotę wypróbować jeszcze jakieś inne produkty z tej kategorii.


Na koniec produkt, który z bólem serca ląduje w kolejnym denku. To pomadka, od której zaczęła się moja miłość do kolorowych ust. Podpatrzyłam ją dwa, może trzy lata temu u callmeblondieee i momentalnie się zakochałam. Nie używałam wtedy niczego innego, choć i wyboru wielkiego wówczas nie miałam. Wróciłam nawet, by zaopatrzyć się w inne kolory, ale żaden inny mi nie odpowiadał, wszystkie miały widoczne drobinki, albo bardzo jaskrawe kolory. A ten? Jest lepszym kolorem moich ust, to róż idący w fiolet, ale bardzo delikatny, zauważam nawet trochę brązu albo beżu. Pomadka miała kremową konsystencję, łatwo się ją nakładało, nie wysuszała, a wręcz nawilżała usta. Miała ładne opakowanie i dość niską cenę. Minusów brak. Niestety w zeszłym roku, producent zdecydował, że je wycofa. Odwiedziłam wtedy kilka drogerii, ale nigdzie nie było tego koloru. Odłożyłam więc ją na bok, zaczęłam oszczędzać, by jeszcze trochę mi służyła, kupiłam chyba z trzy pomadki o niemal identycznym odcieniu, ale to wciąż nie to. Kiedy otworzyli stoisko M.A.C. w Gdańsku skusiłam się na Plumful. Odcień jest tylko minimalnie ciemniejszy, dla laika niezauważalnie i jest trochę bardziej kryjąca. Wykończenie podobne, satynowe. Po tym zakupie spokojnie mogłam wrócić, by zdenkować Maybelline That's Mauvie, co uczyniłam w ostatnich tygodniach.


Znacie prezentowane przeze mnie kosmetyki? Jacy są Wasi aktualni ulubieńcy? Dajcie znać, co u Was słychać dobrego!

Milka :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz