Wiem, że posty z tej serii miały pojawiać się w niedziele, ale podczas świątecznych, rodzinnych spotkań, komputer nie ma prawa bytu.
Podsumowując wyzwanie:
Powiem Wam, że jestem z siebie bardzo zadowolona. Dni miałam poukładane tak, żeby zrobić w domu, to co chciałam, ugotować to co planowałam (nawet udało mi się zrobić więcej:),
a i czas dla siebie także znalazłam. Jeśli dodam do tego, że całe święta miałam dyżur w pracy, to w ogóle sama nie wierzę, że wszystko tak perfekcyjnie udało mi się zgrać w czasie.
a i czas dla siebie także znalazłam. Jeśli dodam do tego, że całe święta miałam dyżur w pracy, to w ogóle sama nie wierzę, że wszystko tak perfekcyjnie udało mi się zgrać w czasie.
Jako dowód tego, że lubię przebywać w kuchni, możecie zobaczyć, jak wyglądają moje tradycyjne mazurki :)
Wracając do przedłużonego wyzwania, czyli moje starcie z wcześniejszym chodzeniem spać:
U nas nie ma opcji, żeby przed świętami kłaść się o 23, jest to niewykonalne :)Na szczęście codzienne, poranne słońce tak pozytywnie na mnie działa, że nawet nie mam ochoty leżeć w łóżku do 10. Także tu postępy ogromne.
A co w tym tygodniu?
Nie mam kłopotu z wymyśleniem. Za tydzień w poniedziałek mam ważny egzamin z biochemii, a zaraz po majówce oddaję prezentację dyplomową. Także ten tydzień spędzę na nauce. I obowiązkowo, przed nią lub w trakcie wyjdę na spacer. Niech się tworzy witamina D a ciało ogarniają endorfiny!
Trzymajcie kciuki, bo stracie z biochemią może być ciężkie.
Ps. Niedługo na blogu pojawi się post o pewnej nowości w mojej kosmetyczce, która sprawia, że usta wyglądają rewelacyjnie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz