sobota, 3 maja 2014

Ogromne kwietniowe denko cz. 2 - kolorówka.

W kwietniu zużyłam tak wiele kosmetyków, że aż sama w to nie wierzę. Oczywiście, jest to efekt zużyć z kilku poprzednich miesięcy oraz tego, że skrupulatnie przeglądam moje zbiory, zużywam rozpoczęte buteleczki i nie otwieram kolejnych, aż nie skończę poprzednich. Nie do końca tyczy się to kolorówki, bo nie wyobrażam sobie używać jednej szminki przez dwa miesiące, ale staram się nie mieć otwartych czterech tuszy do rzęs.
Kosmetyki pielęgnacyjne, które zużyłam prezentowałam Wam wczoraj. Jeśli jeszcze nie czytałyście posta, to odsyłam : Kosmetyki pielęgnacyjne zużyte w kwietniu.

Teraz zapraszam na kolorówkę:


1. Podkład MaxFactor: Face finity All day Flawless:

Max Factor to moja ulubiona marka drogeryjna. Ani razu mnie nie zawiodła. Podkład 3 w 1 stał się ulubieńcem od pierwszego użycia. Zapewnia solidne krycie, choć opis, że jest to baza, korektor i podkład w jednym, jest trochę przesadzony. Jednak kiedy zostało mi około 1/4 opakowania zaczęłam mieć z nim problem. W okolicy między brwiami, nie chciał się stapiać ze skórą i zostawał na skórkach. Nie wiem czy to wina, że nie zawsze wstrząsałam go przed użyciem, czy tego że zaczęłam używać kremu z kwasami i skóra delikatnie się przesuszyła.
Plus za SPF 20. 


Odcienń 47 NUDE jest najjaśniejszym dostępnym i wpada w żółte tony. Mimo że zaczął być problematyczny, kupiłam kolejną buteleczkę. Tym razem odcień ciemniejszy 55 BEIGE. Jest tylko nieznacznie ciemniejszy, różnica jest praktycznie niewidoczna, ale jest bardziej neutralny, nie ma żółtych czy różowych tonów i na tym mi zależało. Jeśli nie potrzebujecie mocnego krycia, to na lato polecam lżejsze podkłady, ale ten jest godny polecenia i śmiało mogę go nazwać swoim ulubieńcem.

2. Korektor Mabelline: Drem Lumi Touch:

Choć wszystkie napisy się zdarły miałam odcień 02. Używałam jedynie pod oczy, bo na niedoskonałości się nie nadaje. Bardzo dobry produkt, dający średnie krycie. Delikatne drobinki mają rozświetlać spojrzenie, ale zupełnie nie widać ich po aplikacji. Skusiłabym się ponownie, szczególnie, że była ostatnio promocja w Rossmanie, ale mam nadzieję, że już w przyszłym miesiącu będę w Warszawie i przywiozę sobie Pro longwear'a z MAC.

3. Tusz do rzęs Maybelline: The Colossal Volume Express - smoky eyes:


Zawsze chciałam wypróbować, wiec jak kończył mi się stary tusz, z radością się go zakupiłam. Niestety, dla mnie to totalny niewypał, mimo że moje rzęsy nie są problematyczne. Z natury są długie i czarne, ale proste. 
Szczoteczka jest za duża, więc ciężko wytuszować rzęsy w kącikach. Zamiast pogrubiać zostawiał małe kuleczki tuszu przyklejone do rzęs. Lubię bardzo czarne tusze, a ta czerń była standardowa i miałam wrażenie, że wieczorem bladła. Na szczęście się nie osypywał. Nie wrócę do niego, żałuję wydanych pieniędzy.

4. Tusz do rzęs L'Oreal: Volume million lashes - extra black:

Oto wspomniany ulubieniec! Szczoteczka też jest duża, więc początkowo na nią psioczyłam. Jednak żaden tusz tak cudownie nie unosi, pogrubia i wydłuża moich rzęs. Nie wiem czy jest duża różnica w odcieniu czerni między tym, a oryginalną wersją, dlatego też długo wahałam się na jaki skusić się teraz. Wygrała moja chęć testowania. Zostałam przy Million lashes, jednak zdecydowałam się na zapachową nowość- so couture.

5. Pomadka Yves Rocher: Repair lip butter z masłem Shea: 

Ostatnio słychać tylko o cudownych masełkach Nivea czy Carmexach, tymczasem YR daje nam niesamowity produkt o dobrym składzie i niesamowitym zapachu, w dobrej cenie. Usta są długotrwale nawilżone, a nie jedynie pokryte tłustą warstwą. Nadaje się jako baza pod lub na pomadkę, samodzielnie prawie jej nie widać, co dla niektórych będzie plusem, dla innych, minusem. Kosztuje 10zł, jest wydajna i jeśli jeszcze o niej nie słyszeliście, warto odwierdzić YR i chociaż zobaczyć testery. Są także inne wersje zapachowe.

6. Balsam do ust Eveline: Soft Bio SOS dla bardzo suchych, spierzchniętych ust:

Totalna klapa. Nie lubiłam tłustej warstwy, jaką pozostawiał na ustach. Wiśniowy zapach był przyjemny tylko podczas odkręcania nakrętki, potem po prostu odpychał. Zapach można przeboleć, gdyby działanie było dobre, ale nie zauważyłam, żeby usta jakoś specjalnie mi dziękowały. W dodatku produkt był gorzki. Nie chcąc go wyrzucić, natłuszczałam nim suche kostki i do tego się nadawał, właśnie dzięki warstwie, którą pozostawiał, a której nie lubiłam na ustach. Jeśli szukacie czegoś, co sprawi że wasze usta nie będą popękane, to zdecydowanie nie polecam! Idźcie lepiej po pomadkę do YR.



Z kolorówki to tyle. Jestem pod ogromnym wrażeniem ilości kosmetyków, jakie udało mi się zużyć w kwietniu. Myślę, że kolejne denka, nie będą tak obfite, bo teraz pilnuję się i otwieram produkty, dopiero po skończeniu poprzednich. Poza tym, w wakacje daję buzi odpocząć i staram się ograniczać ilość nakładanych na nią kosmetyków.


Jak tam wasze zużycia? Skrupulatnie trzymacie się planów i dokańczacie resztki czy buszujecie na promocjach w drogeriach?

Pozdrawiam,



Milka:)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz