To, że już kilkakrotnie recenzowałam na blogu kosmetyki marki The Body Shop, świadczy o tym, że naprawdę je lubię. Ich najmocniejszą stroną są oczywiście masła do ciała, na sezon zimowy idealne! W tym roku będę korzystać ze smoky poppy, które kupiłam już dawno, mimo że miałam spory zapas balsamów do ciała. Dlaczego? Zapach jest genialny, a niestety była to edycja limitowana. Nie mniej, wiem, że w regularnej sprzedaży znajdziecie zapach odpowiedni dla siebie. Dla mnie niekwestionowanym ulubieńcem przez około trzy lata była moringa, dlatego też przy jednej z wizyt w sklepie, zdecydowałam się na krem do rąk o tym zapachu. Tego, czy jestem zadowolona z jego działania, dowiecie się z dalszej części posta. Zapraszam!
Nie sposób na początek nie wspomnieć o przepięknym opakowaniu. Tubka stylizowana na metalową, jest tak naprawdę zrobiona z miękkiego plastiku. Wygląda na tyle elegancko, że może zdobić toaletkę, albo, również ze względu na małe gabaryty, można wrzucić ją nawet do małej, eleganckiej kopertówki. Jednak czy tylko mi to opakowanie przypomina kremy z L'Occitane?
To z czego słynie The Body Shop to oczywiści oryginalne i mocne zapachy. Tu nie jest inaczej. I choć wspominałam, ze zapach mgiełki moringa uwielbiam, tak ten krem mnie po prostu dusi. Jeśli przed wyjściem z domu, skropię się ulubionymi perfumami (którymi wciąż są Armani, Si Intenso) i dodatkowo będę chciała użyć tego kremu do rąk, wszyscy na około będą czuli jedynie moringę. W dodatku, nigdy nie miałam kremu do rąk, którego zapach, by się tak długo utrzymywał na ciele! Oczywiście, jeśli popsikacie się mgiełką, wmasujecie w siebie balsam o tym samym zapachu, to pożądanym dla Was będzie, żeby jego intensywność wzmocnić i przedłużyć, możecie wówczas spróbować sięgnąć po ten krem. Ale uwaga, jego zapach jest o wiele bardziej chemiczny niż mgiełki, czy nawet żelu pod prysznic, który akurat stoi na mojej wannie. W innym wypadku nawet się do niego nie zbliżajcie. U mnie zakup kremu do rąk spowodował, że na samą myśl o nim mdli mnie tak, że mgiełka wylądowała w głębi szafy.
Co do jego właściwości, to mimo, że skład jest całkiem w porządku, to nawilża dość słabo. Ot taki kremik do częstego stosowania. Jeśli pracujecie na komputerze, to zaletą dla Was będzie jego szybkie wchłanianie.
Cena za 30 ml jest dość wysoka, bo wynosi 19 zł.
Mimo ładnej tubki, marki którą lubię i całkiem niezłego składu, nie mogę polecić Wam tego produktu. Jeśli jednak Wasze dłonie nie potrzebują silnego nawilżenia, a taka intensywność zapachu Wam odpowiada, to chociaż proszę, byście sprawdźcie tester przed zakupem.
Milka;)
Zachęcam też do przeczytania o mgiełce z tej serii: mgiełka do ciała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz